Pokonywała kolejny krok po schodach. Jak
na złość akurat dzisiaj musiała popsuć się winda. Między trzecim a czwartym
piętrem została potrącona przez zbiegającego mężczyznę. Dałaby sobie obciąć
rękę, że gdzieś już go widziała. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez jej ciało.
Musiało jej się wydawać. Przez całe swoje życie człowiek spotyka miliony ludzi.
Zbierając owoce ruszyła dalej. Drzwi do ich mieszkania były otwarte, co
znaczyło, że Wojtek wcześniej dzisiaj wrócił. Weszła po cichu do mieszkania.
Nie miała ochoty na kolejną awanturę. Od powrotu z Jastrzębia nie można było
normalnie z nim porozmawiać. Czar świąt prysł. Siedział w kuchni. Twarz miał
ukrytą w dłoniach. Zdawało jej się, że płakał. Nie powiedziała ani słowa.
Zostawiła torby z zakupami i przytuliła się do wojtkowych pleców. Chwycił jej
rękę i gładził kciukiem. Cisza między nimi przynosiła ukojenie.
-Powiesz mi, co takiego się stało? -
zapytała cicho siadając ja jego kolanach. -Wojtuś, przecież widzę. Jesteś, a
jakby cię nie było.
-Nic. - nie patrzył na nią. - Z tym akurat
muszę sobie poradzić sam.
-Jeśli mi powiesz, poradzimy sobie z tym
razem - pogłaskała go po twarzy i próbowała pocałować. - Proszę, daj sobie
pomóc.
-Przestań mi zrzędzić! - podnosząc ją
wstał. - Jeszcze nie jesteś moją żoną, a już próbujesz mną rządzić! - wziął
kurtkę z wieszaka i wyszedł trzaskając drzwiami. Nie był sobą. Rozpłakała się.
Pierwszy raz od bardzo dawna się rozpłakała. Tak po prostu. Była wręcz pewna, że znów zaczął grać.
Kończyła przygotowywać kolację, gdy wrócił do mieszkania z ogromnym bukietem kwiatów. Był pijany. Ba. On ledwo trzymał się na nogach. Podszedł do niej i próbował przytulić. Wyminęła go jednak i zamknęła się w sypialni. Słyszała, jak puka. Jak próbuje ją przeprosić. Nie miała zamiaru z nim rozmawiać. Na pewno nie dzisiaj. Nie w tym stanie. Gdy upewniła się, że śpi, wyszła z mieszkania, wsiadła do samochodu i ruszyła do Bielska. Zatrzymała się dopiero przed blokiem Melki. Wysiadła, ale nie mogła wykonać kolejnego kroku. Wybrała niepewnie numer przyjaciółki. Ta odebrała niemal od razu.
-Tylka? Stało się coś? - zapytała wyraźnie szczęśliwa.
-Wojtek znów gra. - powiedziała cicho i rozpłakała się. - Nie wiem, co mam robić.
-Gdzie ty jesteś? - zapytała wystraszona.
-Pod twoim blokiem, ale nie mogę się ruszyć.
-Już schodzę. Czekaj. - Melania rozłączyła się i chwilę później trzymała już przyjaciółkę w ramionach pozwalając się jej wypłakać. -Chodź na górę. Nigdzie już przecież dzisiaj nie pójdziesz.
-Mela? A co jeśli?
-Nie gra, Kamil powiedział mu, że kiedyś byliśmy razem. - powiedziała cicho. - Też do mnie dzwonił w podobnym stanie. Teraz ze mną nie rozmawia.
-Czemu to wszystko jest takie pogmatwane? - Tylka spojrzała na dziewczynę
-Bo życie usilnie próbuje nam pokazać, że nie mamy nad nim kontroli.
20.12.2008
Robiła porządek na strychy, gdy natknęła się na duży karton. Otworzyła go w poszukiwaniu ozdób świątecznych, jednak zamiast nich znalazła album ze zdjęciami i listy. Stare, pożółkłe. Część z nich była nie otwarta. Zaadresowane były na dom jej dziadków, na nieżyjącą już ciotkę Małgosię. Odłożyła karton na bok i ponownie zabrała się za układanie rzeczy. Nie mogła jednak pozbyć się wrażenia, że gdzieś widziała już ten charakter pisma. Otworzyła ponownie karton i wyciągnęła jeden, jedyny otwarty. Nie był podpisany. Ale coś jednak przyciągnęło jej uwagę. Napisany był dokładnie miesiąc przed jej śmiercią. Napisany przez kobietę. Napisany przez matkę Kamila. Napisany tak, że prawie wszystko było jasne. Zastanawiało ją tylko jedno, co wspólnego Małgosia miała z mamą Kamila?
Życie nigdy nie układa się tak, jakbyśmy tego chcieli. Nosiła pod sercem dziecko człowieka, którego uczyła się kochać. Wystarczyła chwili i żadnego z nich nigdy by nie było. Byłby Wojtek i byłaby Matylda. Może i Kamil z Michaliną, ale na pewno nie byłoby jej i nie byłoby Przemka. Jednak chwila. Jeden moment. Chwila zazdrości. Coś, co ona czuła przez te wszystkie lata. Zazdrościła każdej kobiecie, która miała prawo być z Kamilem. Każdej, z którą mógł się ożenić i mieć dzieci. Ją pozbawiono wyboru. Jedna kłótnia z ojcem, po której powinna dać sobie spokój. Nie powinna drążyć dalej.
22.12.2008
-Dziecko, ale czego nie rozumiesz. - ojciec spojrzał na Melanie wzrokiem pełnym przerażenia. - Nie możesz być z Kamilem.
-Dlaczego?
-Bo on tylko cię zrani. Przyjaźń przyjaźnią, ale cała reszta jest zła. Nie wolno ci!
-Tato, ale ja go kocham. Rozumiesz? Kocham. Tylko jego. Nie chce nikogo innego.
-To jest złe. Każdy Kwasowski w końcu rani.
-To ma coś wspólnego z Małgosią prawda? - zapytała podchodząc do mężczyzny, bliżej.
-Skąd ci to przyszło do głowy?
-Widziałam na strychu listy.
-I nic z nich nie zrozumiałaś. Jedno nie ma nic wspólnego z drugim!
Listy jednak zniknęły tej samej nocy. Nigdy już później ich nie widziała, ale wiedziała, że musi dowiedzieć się prawdy. O wiele lepiej żyłoby się się, gdyby nigdy jej nie poznała. Patrzyła na przyjaciółkę i nie mogła uwierzyć, jakie szczęście miała, spotykając ją na swojej drodze. Nim urodzi się jej dziecko, musiała skończyć z przeszłością. Nim urodzi, musi zapomnieć. Nim urodzi musi nauczyć się żyć ze swoim ciężarem. Ciężarem bycia sobą.
Uprzytomnił sobie, jak destrukcyjną siłę miało zatajanie prawdy. [...] Tego rodzaju sekrety przypominały żywe organizmy groźne dla zdrowia. Karmiły się wstydem i poczuciem winy, rodziły strach, który zżerał człowieka od środka.
..........................
Witajcie!
Wróciłam. Bynajmniej ciałem i to wykończonym na maksa. Fajnie jest na koniec pewnej przygody dostać prawdziwą lekcję życia od człowieka, który już na zawsze zostanie moim mistrzem. To były najlepsze dwa tygodnie mojego życia i zarazem najlepsza grupa, jaką kiedykolwiek dane mi było mieć.
Co do rozdziału, to wiem, że nie jest najwyższej jakości, ale nawet mi się podoba. Pisany na kolanie w autokarze prze gwarze czterdziestu zbuntowanych nastolatków, więc wybaczcie.
Powoli wracam do szarej rzeczywistości i w najbliższym czasie pojawię się u Was i nadrobię wszelkie zaległości.
Kolejny, jeśli napiszę, w niedzielę.
To tyle z ogłoszeń.
Miłego kolejnego szarego dnia! :)
Witajcie!
Wróciłam. Bynajmniej ciałem i to wykończonym na maksa. Fajnie jest na koniec pewnej przygody dostać prawdziwą lekcję życia od człowieka, który już na zawsze zostanie moim mistrzem. To były najlepsze dwa tygodnie mojego życia i zarazem najlepsza grupa, jaką kiedykolwiek dane mi było mieć.
Co do rozdziału, to wiem, że nie jest najwyższej jakości, ale nawet mi się podoba. Pisany na kolanie w autokarze prze gwarze czterdziestu zbuntowanych nastolatków, więc wybaczcie.
Powoli wracam do szarej rzeczywistości i w najbliższym czasie pojawię się u Was i nadrobię wszelkie zaległości.
Kolejny, jeśli napiszę, w niedzielę.
To tyle z ogłoszeń.
Miłego kolejnego szarego dnia! :)
Ha! Ja to rozumiem :) Rozdział przecudowny! Napisany tak szczerze, prosto z serca. Z każdym nowym wpisem zaskakujesz jeszcze bardziej, ale ja to uwielbiam :) Czekam z niecierpliwością na kolejny. Zapraszam na moje blogi :) Życzę mnóstwo weny! Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńA ja wiem, ale ci nie powiem :) Wojtek mnie wkurza. No jak on mnie tu wkurza. Sam na własne życzenie niszczy siebie i tych, co kocha. A ten związek Meli i Kamila. No ja wiem, ale zobaczymy, czy mi się sprawdzi.
OdpowiedzUsuńBuziaki. Kasia :)
Ja już na Tylkę patrzeć nie mogę. Jaka ona jest naiwna. Niby chce, ale i tak robi inaczej.
OdpowiedzUsuńI tylko, co Melania kombinuje, kurcze.