poniedziałek, 30 maja 2016

03. Nie. Teraz jest tylko brzydkim wspomnieniem koszmarnych dni.

Obudziła się z ogromnym kacem, nie bardzo pamiętając, jak wróciła do domu. Obok niej spała Matylda, przytulając Jadzię. Stara poczciwa Jadźka, pamiętająca nocne płacze Wojtusia. Najlepsza maskotka, jaką kiedykolwiek wydał świat.  Próbowała podnieść się do pozycja siedzącej, jednak ból głowy okazał się być silniejszy. Położyła się ostrożnie z powrotem na poduszkę. Umrze. Umrze i nikt po niej nie zapłacze. Poczuła, jak Tylka porusza się delikatnie. Jednak i ona nie podejmowała próby podniesienia się. Umrą razem.
-Myślisz, że Wojtek już pojechał? – Tylko szepnęła.
-Myślę, że nawet gdyby tu był, nie uratowałby nas. – Melka przewróciła się na bok. – Chyba się starzeje. Nie daje już rady.
-Myślałam, że się wczoraj pobiją.
-Nie przesadzaj. Żaden z nich nie miał powodu, żeby uważać, że coś im się należy.
-Melka?
-No?
-Myślę, że ty wciąż jeszcze kochasz Kam..
-Nie. Teraz jest tylko brzydkim wspomnieniem koszmarnych dni.

Siedząc przy obiedzie obie wpatrywały się w talerze nie mogąc patrzeć na jedzenie. Siedzący naprzeciwko nich Wojciech kręcił tylko głową. Ba. On miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Tylka zachowywała się tak tylko w towarzystwie jego prywatnej siostry. Melka zachowywała się tak, odkąd skończyła siedemnaście lat. Po tamtej kłótni z ojcem. Nigdy nie przejmowała się zdaniem innych, jednak wtedy przestała ich słuchać. Jego Melka była skomplikowana. Jego Melka była niezależna i co najważniejsze była realną optymistką. Nie było rzeczy, której nie dałoby się przecież zrobić. Nie było by sytuacji, z której Melka nie znalazłaby rozwiązania. Tylko była jej przeciwieństwem. Nie umiała nigdy postawić na swoim. Zawsze zdanie innych było ważniejsze od jej własnego. Dobro innych było cenniejsze od jej dobra. Kochał je obie. Kochał i wiedział, że jeśli jej straci, pogrąży się całkowicie. A tego on Wojciech Włodarczyk nie chciał.
-Kamil dzwonił. – powiedział cicho patrząc badawczo na dziewczyny. – Byli na usg. Będą mieli syna.
-To świetnie. – zapiszczała Tylka i od razu się skrzywiła. – Muszę później zadzwonić do Asi.
-Nic nie powiesz Mela? – Wojtek przyjrzał się siostrze. – Tu w końcu mowa o twoim najlepszym przyjacielu.
-Idę zapalić.
-Melania – Wojtek gniewnie spojrzał na dziewczynę.
-Łeb mi pęka, a ty marudzisz z jakimiś bzdurami.
-Bzdurami? –Wojtek wstał i zbliżył się do dziewczyny. – Czy ty się słyszysz? Co by nie było źle. Co bym nie powiedział, zmieniasz temat. Co bym nie próbował zorganizować nie pasuje ci termin. Kurde. Z nim to samo. Przecież byliście nie rozłączni. Byliście najlepszymi przyjaciółmi. Nawet bardziej niż my. Zawsze razem. Gdzie Kamil tam Mela. Jak nie szło znaleźć jednego z was, wiadomo było, że jesteśmy u tego drugiego, albo razem się włóczycie. A teraz drzecie ze sobą koty, jak jakieś dzieciaki, którym podmieniono zabawki.
-Już skończyłeś? – zapytała i popatrzyła na chłopaka ze wściekłością. – Jesteś ślepy! Zawsze byłeś ślepy, bo łatwiej jest nie widzieć, niż zbierać do kupy rozryczaną siostrę. Niż stanąć po czyjejś  stronie.  Ale jasne zaproś ich na kolację. Spotkajmy się. Razem idźmy na zakupy i zróbmy im wyprawkę. A jak dobrze pójdzie, jeszcze zostanę matką chrzestną tego bachora!
-Melanio Jadwigo Włodarczyk! – ale jej już nie było.

Siedział na ulubionej ławce w ulubionym parku. Bielsko było centrum jego życia, ale to w Andrychowie czuł się, jak w domu. Gdy zadzwonił Wojtek przyjechał od razu. Czuł, że coś gryzie jego przyjaciela. Nie wiedział, czy było to spowodowane niespodziewanym przyjazdem Melanii, czy wydarzeniami sprzed paru miesięcy. Gdy Przemek powiedział mu o kasynie, nie mógł uwierzyć. Niby jednorazowy wypad. Ale on Kamil Kwasowski wiedział, że nie ma jednorazowych wypadów. Ale uzależniają. Wciągają gorzej niż fajki, wódka czy prochy. Bał się. Pierwszy raz w życiu powrót Melki nie zwiastował niczego dobrego. Teraz, gdy życie zaczęło mu się układać. Miał cudowną żonę, za parę miesięcy miał zostać ojcem. Teraz, gdy wreszcie pozbył się wszelkich wyrzutów sumienia.
-Co wy odpierdzielacie? – Wojtek stanął przed chłopakiem.
-Też miło mi cię widzieć. – uśmiechnął się ironicznie. – Nie wiem, co wyprawia Melania, ale ja już wyrosłem z jej zabaw.
-Kamil. To moja siostra. Ty jesteś moim przyjacielem. Zaraz żenię się z twoją kuzynką. Musicie się dogadać.
-Powiedz to jej. Mnie nie słucha. – wzruszył ramionami. – O tym chciałeś gadać?
-Nie. – usiadł i popatrzył na bawiące się dzieci. – Nie wiesz, kiedy wraca Przemek?
-Wiem. Już wrócił. Po co ci on?
-Mam sprawę. Pilną.
-Wpadnijcie jutro na kolację. Może uda mi się go ściągnąć.

Kiedy życie wypada ci z rąk, przestajesz być sobą. Kochał Tylkę i to z nią chciał się zestarzeć. Sam nie wiedział dlaczego. Dlaczego tak łatwo się stoczył? Dlaczego nie umiał nikomu o tym powiedzieć? Melka. Jeśli ktoś miał mu pomóc, to tylko jego mała siostrzyczka. Ona. Zawsze ona ratowała go z problemów, obrywając po bokach. Ona, zahartowała się za nich dwoje. Ona, kobieta, która nie umiała odnaleźć spokoju. Ona, ta, o której kiedyś zapomną. Ta, która zawsze radziła sobie sama, jakby nie chciała, by ktoś widział ją słabą. Wracał do mieszkania, kiedy zauważył siedzącą przed blokiem Tylkę. Płakała. Nigdy nie mógł patrzeć, jak cierpi. Każda jej łza była pierwszym powodem ich końca. Ranił ją. Ją ranił najbardziej. Melka sobie poradzi. Rodzice zrozumieją. Ale Tylka była w tym świecie bezbronna.
-Kochanie, co się stało? – podszedł i delikatnie przytulił do siebie. – Matylda?
-Wyjechała... – łkała w jego ramiona. – Nie umiałam jej zatrzymać. Po prostu... – jej płacz zamieniał się w szloch. – Spakowała się i wyszła. Ona nie wróci Wojtek. Ona już nigdy nie wróci.
-Matylda...
-Wiedziałam i pozwoliłam jej to zrobić. Pozwoliłam jej zabijać cząstkę siebie przez te wszystkie lata. To moja wina...
-O czym ty mówisz? – spojrzał przerażony na dziewczynę.
-Melania, nie wróciła tutaj tylko dla ciebie, ona chce umrzeć do końca....

18.03.2009 
Oparta o barierkę w katowickim parku czekała na przyjaciółkę, odpaliła kolejnego papierosa. Zmęczona potarła oczy schowane za ciemnymi okularami.
-Powiesz, mi ile jeszcze będziesz uciekać? – Matylda stanęła przy dziewczynie. – Mam dość mówienia, że nie wiem, gdzie jesteś.
-Tyldzia, nie proszę cię o nic więcej. – Melka wyciągnęła kolejnego papierosa.
-Rzuć to wreszcie, ale można.
-Muszę dowiedzieć się prawdy. Coś cholernie mi się nie zgadza. Jeszcze nie wiem co, ale jak tylko się dowiem, wrócę.
-Kamil wie, że jesteś w Katowicach. Twój ojciec im powiedział.
-Ja już nie mam ojca.

Niech Ci się nie wydaje, dziecko, że wojna jest czymś dobrym; witałem ją niczym przyjaciela tylko dlatego, że chciałem zginąć. 

...........................
No więc ten tego, obiecuje poprawę.
Obiecuje, że wpadnę do was i wszystko nadrobię, obiecuje. 
Ocenę rozdziału zostawiam Wam. 
Mam nadzieję, że do niedzieli (ale niczego nie obiecuje). 

PS Bez sensu jest to, co napisałam powyżej.. 

czwartek, 19 maja 2016

02. Ja przynajmniej nie śmierdzę, jak rosyjski cep.

Wróciła z porannego biegania, gdy Wojtek kończył przygotowywać śniadanie. Ucałowała brata w policzek i usiadła na pobliskim krześle, porywając po drodze kubek z gorącą kawą. Patrzyła na spokojnego chłopaka. Nigdy taki nie był. Wyciszony. Spokojny, opanowany. Oni, Włodarczykowie słynęli nie tylko ze swojego uporu, ale przede wszystkim z nadpobudliwości. Nie umieli usiedzieć w jednym miejscu. Ich zawsze było pełno. Gadali, psocili i przemieszczali się z prędkością światła. Tacy już byli i takimi ludźmi się otaczali.
-Powiesz mi teraz, dlaczego ściągnąłeś mnie z dnia na dzień? – zapytała, gdy chłopak usiadł naprzeciwko niej – I gdzie jest Matylda?
-Melka, nie może być, że po prostu stęskniłem się za młodszą siostrzyczką? – nie patrzył na nią, a jedynie grzebał widelcem w przesolonej jajecznicy. – Tylka myśli, że ją zdradzam.
-Włodarczyk, jeśli Kwasowski ci już nie wystarcza, ok. Ale od niej się odczep. Może wystarczy powiedzieć prawdę. Nie pomogę ci, jeśli ty tego nie będziesz chciał. – chwyciła chłopaka za rękę. Prawda, to jedyna rzecz, którą można dać ukochanej osobie, po prostu mus....
-Jestem – usłyszeli charakterystyczne trzaśnięcie drzwiami i zaraz obok nich pojawił się uśmiechnięty Kwasowski. – Melka...
-Nie, święty anielski. Ty, Kwasowski idź wreszcie do tego okulisty, bo głowy już nie wyleczysz. – uśmiechnęła się do niego uroczo.
-Ja przynajmniej nie śmierdzę, jak rosyjski cep. – nalał sobie kawy do kubka.
-I co? Ja przynajmniej się ruszam, a nie udaję, że umiem grać w siatkówkę. – wytknęła mu język. Mężczyzna już otworzył usta, jednak tym razem Wojciech nie dał im dość do słowa.
-Jak ja za wami tęskniłem. Nikt tak nie wprawia w dobry humor, jak dwójka najlepszych przyjaciół, którzy z jakiegoś dziwnego powodu ze sobą nie rozmawiają.
-Ja nawet nie lubię. – powiedzieli jednocześnie i wybuchli śmiechem.
-Dobrze znów być w domu. – przytuliła Wojtka i spojrzała poważnie na Kamila. 

Korzystając z wolnego popołudnia postanowiła odwiedzić rodziców. Nigdy nie była ich ukochanym dzieckiem. Wieczna chłopczyca, która  nie w głowie miała naukę. Zadawała się nie z tymi ludźmi co trzeba. Spędzała czas w tych miejscach, w których dziewczynkom nie wypadało. Nawet facetów wybierała nie tych. Dla nich odpowiednim kandydatem do ręki ich córki był o zgrozo Kwasowski, tak przynajmniej wydawało jej się do pewnego momentu. Gdy dostała się na medycynę postanowiła całkowicie żyć po swojemu. Przekraczając próg rodzinnego domu poczuła się wreszcie, jakby znów była małą dziewczynką. Wchodząc do kuchni dostrzegła podśpiewującą matkę kończącą obiad. Podeszła do niej po cichu i wtuliła się w matczyne ramiona.
-Melka? – kobieta zapytała wystraszona. – Dziecko, co ty tu robisz? Dlaczego nic nie powiedziałaś?
-Bo sama nie wiedziałam. – wzruszyła ramionami. – Wojtek zadzwonił i chciał, żebym przyjechała, więc spakowałam się i jestem. – uśmiechnęła się. – Tata będzie?
-Powinien być wieczorem. – przytuliła dziewczynę do siebie – Mam nadzieję, że tym razem zostaniesz na dłużej.
-Powtarzacie się. Ty, Wojtek i Tyldzia. A mnie tu nic nie trzyma. – usiadła i spojrzała na matkę. – Tam, mam mamo wszystko. Pracę, przyjaciół. Mogę żyć po swojemu. Za miesiąc pakujemy plecami i wyruszamy do Azji.
-Melka...
-Nie mamo. Jestem dorosła i już nie bawię się w życie. Teraz z niego korzystam na maksa. By znów nikt nie był w stanie zmiażdżyć mnie do parteru.
-Jesteś taka sama, jak ojciec.
-I dlatego nigdy nie byłam córeczką tatusia. – zaśmiały się.

Ubrana w najlepszą czerwoną sukienkę, jaką miała czekała na Tyldzię przed najlepszym bielskim klubem. Wysokie szpilki i osty makijaż. Ta noc miała należeć do nich. Jak za starych dobrych lat. Wtedy, gdy jeszcze nie miały problemów. Wtedy, gdy jeszcze nic nie zbyt wiele wiedziały o dorosłym życiu. O miłości i poświęceniu, które za sobą niesie. Ich miłość, każdej z nich nie należała do łatwych. Tyldzia kochająca do szaleństwa trudnego Wojciecha i ona. Jej miłość zakazana, a jednak tak piękna w swoim niespełnieniu. Uśmiechnęła się do zbliżającej dziewczyny. Widząc jednak jej towarzysza mimowolnie spięło się całe jej ciało. Chłopak, którego nie spodziewała się spotkać tutaj, aż tutaj. Dreszcze podniecenia przeleciał przez jej ciało. Tą noc spędzi w jego ramionach.
Tańczyła na parkiecie z kolejnym facetem, którego twarzy nawet nie zapamiętała. Kolejny kieliszek wódki, kolejny taniec. To była prawdziwa ona. Wyluzowana, pewna siebie, nie przejmująca się nikim. Za to jedno mu dziękowała, że wreszcie mogła być sobą i nie miała wyrzutów sumienia.
-Ej, może poszlibyśmy do mnie. – poczuła na swojej talii, czyjeś ręce. Obejrzała się i uśmiechnęła.
-Może innym razem.
-Chodź mała, będzie bombowo. – jego ręka zjeżdżała coraz niżej.
-Nie słyszałeś. – nie wiedziała skąd obok pojawił się Przemek. – Ta pani jest ze mną. Prawda kochanie? – kiwnęła głową. Facet jedynie prychnął i odszedł pokazując im środkowy palec. – Ile miałaś mnie zamiar sprawdzać?
-Nie wyobrażaj sobie za dużo. – założyła ręce na piersiach. – To, że raz dobrałeś mi się do majtek, nie zna...
-Sama je zdjęłaś. .  – uśmiechnął się, poruszając brwiami.
-No sorry, nie moja wina, że ty nie potrafisz. – przybliżyła się do chłopaka. – Jak mamusia nie nauczyła, to chłopczyk nie umie. – uśmiechnęła się i już chciała odejść, gdy złapał ją za nadgarstek.
-Słuchaj mała. – założył jej wystający kosmyk włosów za ucho. – To, że raz coś ci wyszło nie znaczy, że jesteś mistrzynią. Jeszcze będziesz chciała, żebym ci wsadził rękę tam.
-Już prędzej wolałabym zmienić orientację, pacanie.

Miłość dwóch nieporadnych istot przypomina skok na głęboką wodę pary, która nie umie pływać. Jeżeli nawet nie utoną, doznają paskudnego przeżycia. 


..........................
No więc ten tego, pozostając w szale "no przecież do soboty jest tyyyyyle czasu, że jeszcze zdążysz przeprowadzić badania z 2017 roku, a nie tylko skończyć rozdział" oddaje w Wasza ręce kolejny rozdział.

Ps. Kiedy ja w końcu nauczę się systematyczności?

Buziole :)

piątek, 13 maja 2016

01. Życie jest za krótkie, żeby przejmować się innymi. Zwłaszcza Włodarczykiem, czy pożal się boże Kwasowskim od siedmiu boleści

Kwiecień 2016 r.
Wkroczyła pewnym krokiem do szpitala, gdzie za trzydzieści minut zaczynała kolejną zmianę. Wbrew pozorom kochała to, co robiła. Nie dla niej była nudna biurowa praca po dwanaście godzin dziennie. Ona musiała czuć się wolna. Uśmiechem przywitała się z lekarzem, przytuliła się do koleżanki i poszła się przebrać. Jeszcze raz spojrzała na swój grafik. Kolejna nieprzespana noc. 
Zaparzyła ogromną ilość kawy w szklany termos i włączyła ostrego rocka. Tylko w tych warunkach mogła w pełni poświęcić się kolejnym przystojniakom i przygodnym paniom, przetaczającym się po jej pokoju. Kręcąc delikatnie biodrami zaczęła powoli rozbierać pierwszego z dzisiejszych klientów.
Słysząc natrętnie dzwoniący telefon oderwała się od swojej pracy i patrząc na wyświetlacz, odebrała.
-Wojtuś, jestem w pracy, jeśli to nie sprawa życia i śmierci zadzwoń po siódmej.
-Potrzebuje cię. – jego słaby głos spowodował, że zatrzymała swoją rękę na wysokości mostka leżącego mężczyzny. – Nie mogę tak dłużej, jeśli ty mi nie pomożesz, nikt tego nie zrobi.
-Kochanie, ale co się dzieje? – zapytała niepewnie. – Znowu to?
-Melka, proszę...
-Jak, tylko załatwię zastępstwo, wsiadam w samolot i jestem u ciebie.
-Wróć na stałe
-Nie mogę, przecież wiesz. Nie mogę. – rozłączając się, zapaliła papierosa. Nie paliła. Nie paliła od tamtego dnia.

Obudziły ją promienie słoneczne. Uśmiechnęła się do siebie i jeszcze mocniej wtuliła się w śpiącego chłopaka. Ten ucałował czubek jej czoła. Drobny nic nie znaczący gest. Było im dobrze i to wszystko.
-Spóźnisz się. - zachrypnięty głos spowodował drżenie jej ciała. Uwielbiał, gdy kobiety tak na niego reagowały. - Łobuzie, musisz wstawać.
-Nic nie muszę. - powiedziała w jego klatkę piersiową. – Polecę następnym. A teraz daj mi się wreszcie rozkoszować tak przyjemnie rozpoczętym dniem.
-To może masz ochotę powtórzyć co nieco? - powiedział i pocałował dziewczynę.
-Chętnie, ale chyba nie mam siły ruszyć tyłka, a tym bardziej robić co innego.
-Tym razem zrobisz wyjątek. No już! - wziął dziewczynę na ręce i wsadził pod prysznic, chwytając za słuchawkę, usłyszał jej pisk.
-Nie zrobisz tego! Ej, nie zrobisz. Ja już jestem spóźniona!
-Dopiero byłaś padnięta. - poklepał dziewczynę  po pośladku. – To jak? – pocałowała go, ściągając po drodze drogą koszulkę. – I to mi się podoba.

Stała na krakowskim lotnisku i czekała na Matyldę. Kwiecień choć ciepły przywitał ją chłodnym wiatrem. Otulona lekką apaszką, próbowała ukryć ślady wczorajszej nocy.
-Kolejny facet na już? – Tylka podeszłą do dziewczyny i mocno przytuliła. – Melka no.
-Przecież nic nie robię. – wzruszyła ramionami. – Obojgu było nam to potrzebne.
-A imię?
-Nie wiem, ale na pewno nie był Duńczykiem. – zaśmiały się. – Jak to nieszczęśliwe stworzenie?
-Siedzi z Kamilem i skręca łóżeczko. – powiedziała szybko, jednak widząc krzywiącą się Melkę, nie ponowiła już tematu.
-To może jakaś kawa? Jak kocha to poczeka.
-Melka? Nie możesz dłużej go oszukiwać. – Tyldzia spojrzała gniewnie na przyjaciółkę.
-Ja tylko żyję po swojemu. A nie mówiąc mu wszystkiego, nie ranię bardziej, niż to możliwe. Życie jest za krótkie, żeby przejmować się innymi. Zwłaszcza Włodarczykiem, czy pożal się boże Kwasowskim od siedmiu boleści.

Jeśli czegokolwiek się nauczyłem w życiu, to tego, że myślimy czymś więcej niż tylko mózgiem. Myślimy także ciałem, myślami, odczuwaną miłością, i myślimy naszym poczuciem czasu. (...) Widzimy czymś więcej niż tylko oczami. Myślimy czymś więcej niż tylko mózgiem. 

..........................
Jak to już u mnie, na początku tajemniczo, ale stopniowo dowiecie się więcej. 
Mam nadzieję, że będziecie. 
Miłego dnia! :)


niedziela, 8 maja 2016

00. Wystarczy pomyśleć, ile się zmienia, jeżeli zejdzie się z chodnika i zrobi trzy kroki po jezdni...

Kwiecień 2018
Ten dzień nie powinien wydarzyć się nigdy. Nawet w najgorszych snach, nie była wstanie wyobrazić sobie tego, co wydarzyło się dzisiaj. Siedziała na krzesełku i czekała. Czekała, by powiedzieć mu, że go kocha. By powiedzieć mu, że zawsze był tym jedynym. By powiedzieć mu, że tylko jego chce. By powiedzieć mu, że nigdy nie wybaczy sobie tego, w jaki sposób go potraktowała. Tyle rzeczy chciała mu jeszcze powiedzieć. Chciała znów obudzić się w jego silnych ramionach i zostać w nich na zawsze. Tym razem nie chciała wychodzić. Tym razem nie miała zamiaru odejść. Tym razem była pewna, czego wreszcie chce. Chciała jego i nikogo więcej. Chciała zdążyć powiedzieć mu, że go kocha. Że tylko jego. Że już na zawsze. Wtedy, gdy zebrała w sobie odwagę na te parę słów, podszedł do niej ostatni człowiek, jakiego chciała widzieć w tej chwili.
-Pani Włodarczyk? – zapytał, a ona pokiwała tylko głową, głośno połykając ślinę. – Pani mąż ... - nie słyszała już nic więcej. Nie chciała słyszeć. Bo to, co usłyszała, nijak miało się do jej zamiaru powiedzenia mu wszystkiego. Patrząc na śpiącego synka przed oczami stanął jej ich pierwszy dzień. Dzień, który również nigdy nie powinien się był wydarzyć....

Maj 2014
Była tu. Znów w tym samym miejscu. Czekała na mężczyznę, który mógł zmienić całe jej życie. Nie wyglądał na szczęśliwego, gdy poproszona przekroczyła próg jego gabinetu. Stukot jej wysokich obcasów rozniósł się po całym pomieszczeniu. Podała mężczyźnie rękę i usiadła na wskazanym miejscu. Mężczyzna powrócił do przeglądania dokumentów leżących w pełnym nieładzie na jego biurku.
-Niech pani mówi, pani Melanio szkoda mojego czasu. – odezwał się nie odrywając wzroku od dokumentów.
-Przyszłam w jednej konkretnej sprawie. Potrzebuję pomocy, jednocześnie oferując pomoc w zamian.
-Konkrety.
-Dwadzieścia sześć lat temu ktoś zabrał panu coś, co było dla pana najważniejsze. Tak się składa, że ten sam człowiek dwadzieścia cztery lata temu zabrał coś mnie, a pięć lat temu zrujnował mój świat ponownie.
-Nie rozumiem. – zaciekawiony mężczyzna podniósł głowę z nad papierów.
-Chcę, żeby ten człowiek poniósł karę za swoje czyny. Chcę, żeby mi pan w tym pomógł, panie Czauderna. Chcę, by Kwasowski zapłacił za wszystko, co zrobił panu, mojej rodzinie i swoim dzieciom. Chce, by został sam, tak jak my zostaliśmy sami. Chce pomścić kobietę pańskiego życia, która jednocześnie była jedną z najważniejszych osób w moim życiu...

Na przekór ludziom, ktoś krzyżuje ze sobą ich drogi. Dla ich dobra, bądź zguby. Tamtego dnia prym wiódł szatan. Wiążąc na zawsze jej losy z jego losami. Nie wiedział, że istnieje uczucie, które pokona wszystko. Zemsta. Ona nie wybaczała niczego. 

.....................
Witajcie!
Zwariowałam, oszalałam i tak dalej. 
Pojawia się coś, czego kompletnie się nie spodziewałam, ale siedziało w mojej głowie i musiało wyjść. 
Mam plan i pierwszy raz w życiu postaram się dotrwać w jego wykonaniu do końca. 
Ponoć wyjdzie z tego kryminał, ale ja myślę, że znów jakaś prawda o życiu... Chyba. 
W każdym razie zaczynamy i mam nadzieję, że i tu ze mną będziecie.
Trzymajcie się :)