niedziela, 12 czerwca 2016

05. Ich dobro zawsze stawiała wyżej niż swoje. Dwa przeciwieństwa złączone siostrzaną miłością z wyboru.

Kończyła biegać, gdy zadzwonił jej telefon. Patrząc na wyświetlacz nie miała ochoty odebrać. Mimo ich ostatniej rozmowy wciąż nie miała ochoty z nim rozmawiać. Każde ich spotkanie i tak kończyło się kłótnią. Taka już była. Musiała mieć ostatnie słowo w każdej sprawie. Ignorując sygnał wychodzący z urządzenia, zaczęła się rozciągać. Jednak Kamil nie miał zamiaru zrezygnować. Przerywając więc swoje zajęcie, odebrała.
-Powiedz, że jest z tobą Wojtek. – rzucił bez przywitania. – Melania, powiedz mi, że jest z tobą.
-Nie. – odparła popijając wodę. – Nie widziałam go od wtorku. Dzwoniłeś do Tylki?
-Tak. Nigdzie go nie ma. Powinien być od paru dni w Spale, ale zapadł się pod ziemię. Dzwoniłem do Wrony i Karola. Kryją go, że jest chory. Ale ile można. Nawet jelitówka się kiedyś kończy.
-Kamil uspokój się. Może po prostu nie wiem, pojechał kogoś odwiedzić. Albo coś.
-Melka, kogo? Jakby był u rodziców, to byśmy wiedzieli. Gdyby był z chłopakami też. Zniknął. Tylka jest przerażona.
-Chyba wiem, gdzie może być. – zamyśliła się. – Muszę to sprawdzić i dam ci znać, ok? Kamil.
-Tak?
-Nie, właściwie już nic. – rozłączyła się.

Miała nadzieję, że z tym skończył. Miała nadzieję, że tamten raz był ostatni. Kasyno. Kiedy zaręczył się z Matyldą, miał skończyć z tym raz na zawsze. Stanęła przed budynkiem bojąc się widoku, który mogła zostać w środku. Ona Melania Jadwiga Włodarczyk się bała. Nie o siebie. Już dawno temu  przestała bać o siebie. Wojtuś. Starszy o całe siedem minut. Jednak to zawsze ona ratowała ich z kłopotów. Jego i Kamila. To zawsze jej obrywało się najwięcej. To ona była, a bynajmniej pełniła rolę tego starszego. Siedział przy stoliku u kończył partię. Był zadowolony, więc passa była po jego stronie. Podeszła do niego. Nie zauważył jej. Dotknęła delikatnie jego ramienia. Drgnął prawie nie zauważalnie.
-Wojtuś wychodzimy. – odezwała się cicho. – Dość już wygrałeś.
-Jeszcze raz.  – powiedział tak, jakby w powietrze. – Ostatni.
-Wystarczy. Tylka odchodzi od zmysłów. Albo wychodzisz ze mną, albo dzwonię na policję. – popatrzył na nią złowrogim spojrzeniem, ale wstał. Kiedyś oboje by wybuchli. Ostatnim razem krzyczała. Teraz wiedziała, że to nic nie da. Jej brat był uzależniony, a ona musiała mu pomóc. Choćby po pomoc miała pójść do samego diabła, ewentualnie Kwasowskiego.

Siedzieli wszyscy przy wojciechowym stole. Nie patrzyli na siebie. Wszyscy zatopieni w swoich myślach. Każdy ze swoim pomysłem wyjścia z zastałej sytuacji.
-Tak dłużej być nie może! – Kamil odezwał się pierwszy. – Wojtek do cholery!
-Nic nie mów. – Melka spojrzała na Kamila. – Ty akurat nic nie mów.
-Odezwała się święta. – prychnął. – No dalej. Pochwal się, jak się żyło w tym wielkim świecie.
-Ty! – stanęła naprzeciwko chłopaka, wbijając palec w klatkę piersiową. – Ty jesteś winien temu wszystkiemu.
-Nie zaciągnąłem go do tego kasyna!
-Ale przestałeś być przyjacielem. – podniosła głos.
-Nie ja wyjechałem nie wiadomo gdzie! – krzyknął
-Wszyscy wiedzieli gdzie jestem! Wystarczyło tylko trochę ruszyć głową.
-Zamkniecie się wreszcie! – Matylda wstała i stanęła między nimi. – Wszyscy wszystko wiedzą, a ja? Dlaczego ja nigdy niczego nie wiem? Dlaczego zawsze mnie pomijacie? Nie jestem taka słaba, jak wam się wszystkim wydaje. Poradzę sobie z nałogiem Wojtka, poradzę sobie z rozpadnięciem przyjaźni mojego życia, poradzę sobie z utratą mojej siostry z wyboru, ale nie poradzę sobie, jeśli przestaniemy rozmawiać! A wy potraficie się tylko na siebie drzeć. I w tym momencie bardzo dobrze, że ono nigdy nie pojawiło się na świecie!
-Tylka... – ale jej już nie było.
  
7.03.2009 Andrychów
-Żadnego tropu, nic? – Kamil po raz kolejny zapytał Wojtka. – Minęło już tyle czasu, przecież gdzieś musi być.
-Jest i pewnie ojciec wie, gdzie. – Wojciech podrapał się po brodzie. – Ale z jakiegoś powodu nie chce powiedzieć nikomu.
-Cholera. Nikt tak nie znika bez śladu. Nikt.
-Uspokój się. Melania Włodarczyk nie może zniknąć tak łatwo. – Wojciech zmusił przyjaciela do zajęcia miejsca naprzeciwko niego. – Ją znają wszyscy. A jak nie ją, to znają mnie i ojca. Taka osoba, jak Melka nie może rozpłynąć się w nicości.
-A jednak się rozpłynęła. – Kamil spojrzał na przyjaciela.
-Melania jest w Katowicach – odwrócili głowę za głosem dochodzącym z drugiego końca pokoju. – Skończy tam szkołę i najprawdopodobniej zacznie studia. – ojciec Wojciecha wszedł i spojrzał na mężczyzn siedzących na kanapie. – Ale jeśli któryś wpadnie na pomysł, żeby ją znaleźć, zabije.
-Tato? –Wojciech spojrzał na ojca – Co ty chcesz przez to powiedzieć?
-Nic. To sprawa między mną, a moją córką. – odparł i wyszedł z pomieszczenia.

Znalazła ją w pośrodku parku. Siedziała skulona i wielką paczką paluszek leżącą obok. Płakała. Nienawidziła momentu, gdy Tylka płakała, a ona nie umiała jej pomóc. Może dlatego, że ona wcale nie była lepsza? Tylko że ona zawsze robiła to w samotności. Zamykała się w środku nocy w łazience i przy akompaniamencie płynącej wody i ręcznika w gębie płakała. Może dlatego była tak zahartowana? Była dziewczynką, która nie nadawała się na siatkarza, ani innego sportowca. Więc została pracownikiem prosektorium. Nie była powodem dumy rodziców. Bez faceta, planów na przyszłość, możliwości zostania matką. Nawet samotną. Miała psa, parę znajomych, mieszkanie na walizkach, wielomiesięczne podróże po świecie i kilku facetów na pochmurne letnie wieczory. Ot. Taka była Melania Jadwiga Włodarczyk. Jej przeciwieństwo siedziało obok niej. Najlepsza uczennica z idealną figurą i pięknym uśmiechem. Najlepsze stopnie połączone z licznymi konkursami. Wysportowana. Zawsze pogodna i przyjacielska. Bez wad. Prócz jednej. Zbyt łatwo ufała ludziom. Zbyt łatwo im ulegała. Taka była Matylda Maria Kwasowska.  Ich dobro zawsze stawiała wyżej niż swoje. Dwa przeciwieństwa złączone siostrzaną miłością z wyboru.
-Ile to trwa? – zapytała nie patrząc na przyjaciółkę. – Choć raz nie chroń mnie na siłę.
-Trzy lata... – spuściła wzrok. – Wojtek gra trzy lata. 

..............................
I powiem tylko, że powoli zaczynamy grę.
Kto tu jest ofiarą, a kto winowajcą? I kto tu naprawdę pociąga za sznurki?

Dziękuje za wsparcie. 
Buziaki i do następnego :)

3 komentarze:

  1. Tak się właśnie zastanawiam co jest ze mną nie tak. Rozumiem Twój tekst. Pierwszy Twój tekst, który mnie nie przerasta. Ciekawe dlaczego? :)
    Swoją drogą podziwiam Melkę. Jest taka, jaka ja zawsze chciałam być.
    Zaczynasz grę? A nie zaczęłaś jej już dawno? ;)
    Kurcze, nawet nie wiesz jak czekam na dalszy ciąg <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To super, bo to pierwszy mój tekst, którego ja nie rozumiem :) Kochana, gra toczy się od dawna, ale teraz widoczne będą jej skutki :)
      Zapraszam więc w niedzielę :) a potem będziemy się martwić.

      Usuń
    2. Serio? Dziwna jesteś :) On jest taki jasny i oczywisty. Jak nie Twój.
      Wiem, że toczy się od dawna i wiem też, że (znając Ciebie) nie będzie prosto i skomplikujesz to solidnie.
      Czekam! Czekam! Czekam! <3

      Usuń