niedziela, 9 października 2016

* Czasem lepiej jest zniknąć, czasem lepiej jest nie być, rozumiesz?

Kwiecień 2018
Ten dzień nie powinien wydarzyć się nigdy. Nawet w najgorszych snach, nie była w stanie wyobrazić sobie tego, co wydarzyło się dzisiaj. Siedziała na krzesełku i czekała. Czekała, by powiedzieć mu, że go kocha. By powiedzieć mu, że zawsze był tym jedynym. By powiedzieć mu, że tylko jego chce. By powiedzieć mu, że nigdy nie wybaczy sobie tego, w jaki sposób go potraktowała. Tyle rzeczy chciała mu jeszcze powiedzieć. Chciała znów obudzić się w jego silnych ramionach i zostać w nich na zawsze. Tym razem nie chciała wychodzić. Tym razem nie miała zamiaru odejść. Tym razem była pewna, czego wreszcie chce. Chciała jego i nikogo więcej. Chciała zdążyć powiedzieć mu, że go kocha. Że cała ich przeszłość nie ma znaczenia, że ją nie obchodzi czyim synem jest.  Że tylko jego. Że już na zawsze. Wtedy, gdy zebrała w sobie odwagę na te parę słów, podszedł do niej ostatni człowiek, jakiego chciała widzieć w tej chwili.
-Pani Włodarczyk? – zapytał, a ona pokiwała tylko głową, głośno połykając ślinę. – Pani mąż ... - nie słyszała już nic więcej. Nie chciała słyszeć. Bo to, co usłyszała, nijak miało się do jej zamiaru powiedzenia mu wszystkiego. Patrząc na śpiącego synka przed oczami stanął jej ich pierwszy dzień. Dzień, który również nigdy nie powinien się był wydarzyć....

Znikając kilka miesięcy temu wiedziała, że nigdy więcej nie wróci do tego miejsca. Wiedziała, że prócz ojca, tego który ją spłodził, nie miała na świecie nikogo więcej. Melania Jadwiga Włodarczyk była najzupełniej w świecie sama. Nie kontaktowała się z nikim, nie odbierała telefonów i nie odpisywała na sms. Umarła. Umarła, by umieć żyć. Czasem tylko krótkie wiadomości od Tylki pozwalały jej uwierzyć, że kiedyś będzie mogła choć na chwilę ich jeszcze zobaczyć. Że kiedyś przeszłość przestanie boleć. 

-... Nie możemy na razie wybudzić go ze śpiączki, musimy poczekać, aż sam będzie chciał podjąć akcję oddechową. - wyłapywała pojedyncze słowa z ust lekarza i patrzyła na wszystkich tych, którzy kiedyś byli dla niej najważniejsi. I wiedziała dwie rzeczy, oni kiedyś pogodzą się z przeszłością, ona nigdy. Już na zawsze pozostanie niczyja. I druga znacznie ważniejsza prawda, Przemek nigdy już się nie wybudzi... Poczuła, jak silne kamilowe ramiona obejmują ją i pozwalają się wypłakać. I już wiedziała, że jej syn podzieli jej los.. 


Opowiem ci bajkę o dziewczynce, która bardzo kochała swojego chłopca. Pewnego dnia musiała go zostawić. Tamtego dnia pękło jej serce. Tamtego dnia obiecała sobie, że tamten człowiek zapłaci za jej cierpienie. Tamtego dnia wyrzekła się siebie, by stać się silniejszą. By nikt nigdy nie mógł już jej zranić. Nie przewidziała jednak, że na jej drodze pojawi się ON zesłany jej przez Nicość. Że sama siebie skaże na największe cierpienie, jakie zna ludzkość - samotność. Jej bajka zaczęła się tak, jak każda inna. Za górami, za lasami, za siedmioma dolinami, żyła sobie ona. Ukochana córeczka swojego tatusia. Pewnego dnia straciła mamusię, która wyjechała w długą podróż, by nigdy z niej nie wrócić. Dziewczynka bardzo za nią tęskniła. Dziewczynka miała też przyjaciela, z którym dzieliła wszystkie swoje tajemnice. Był też chłopiec. Z oddzielnej bajki, który zapragnął wejść w opowieść o dziewczynce. Był zagubiony. Pewnego dnia popełnił błąd. Bawił się tam, gdzie nigdy nie powinien się znaleźć. Był też pan, który był bardzo zły na chłopca. By mu wybaczyć, chłopiec musiał skrzywdzić osóbkę, która nigdy nie powinna pojawić się w jego bajce... 
Ale przede wszystkim chciała, by jeszcze kiedyś na jej twarzy zagościł uśmiech. Dziewczynka rosła. Z czasem jej przyjaciela zastąpił chłopak o najpiękniejszych oczach na świecie. Chciała, by zawsze już bało tak, jak podczas tamtych wakacji, gdy wszyscy razem byli prawdziwie beztroscy. Poznała czym jest smak przyjaźni, miłości, bliskości. Co to znaczy być kochaną. Tak. Dziewczynka pierwszy raz w życiu kochała. Dziewczynka pokochała chłopczyka swym słabym serduszkiem. A chłopiec pokochał dziewczynkę. Aby prosić o jej rękę, musiał pokonać smoka.  Smok był bardzo silny, miał przewagę nad chłopcem, który nie umiał krzywdzić. Chłopiec przy pomocy magicznej wróżki pokonał Smoka, ale smok posiadał nadludzką moc - był nieśmiertelny. W sąsiedniej krainie żył człowiek, który słynął ze swojej dobroci. Rozdawał biednym złoto, głodnym dawał chleb, dzieci posyłał do szkoły. Kochał łąki i doliny. Stawał na najwyższym pagórku i rozkoszował się widokiem gór. Ich zapach przynosił człowiekowi spokój. Pewnego dnia jego krainę napadł ogromny Smok. Smok z bajki dziewczynki. Mężczyzna choć walczył dzielnie, nie mógł wygrać ze smokiem. Smok porwał jedynego syna człowieka, a o chłopcu nigdy już nie słyszano. Dziewczynka słysząc o krzywdach wyrządzonych przez Smoka, spakowała swój ulubiony plecak i uciekła. Uciekła, by znaleźć sposób na zabicie potwora. Na swojej drodze spotkała samotnie wędrującego chłopca. Wzięła go za rękę i od tej pory kroczyli już razem. Razem pokonywali góry i doliny. Razem stawiali czoła przeróżnym potworom. Razem pomagali słabszym. Z czasem dziewczynka oddała chłopcu swoje serduszko. Kochała go całym swoim serduszkiem, nie zapominając o pokonaniu Smoka. Wiedziała, że chłopczyk kochał ją. Tęsknił za swoim tatusiem, którego musiał zostawić w krainie słynącej z dobra i piękna. Opowiadał o swoim życiu, przygodach, które przeżywał. Płakał. A ona płakała razem z nim. Pewnego dnia dziewczynka spotkała człowieka, który znał Smoka i wiedział, jak go pokonać. Dziewczynka zgodziła mu się pomóc. Ceną za pokonanie potwora, było serduszko chłopca, którego kochała najbardziej na świecie. Smutna dziewczynka długo wahała się, co powinna zrobić. By obronić swoją krainę musiała pokonać Smoka. By chronić chłopca, musiała poświęcić siebie. Gdy nadszedł dzień walki, stanęła uzbrojona w tajną moc, którą była miłość. Uniosła swój miecz i godząc serce prawdziwego potwora, który od lat gnębił ich świat, sprowadziła na ziemię spokój. Zapłakała cicho, bo wraz ze sercem potwora jej własne przestało bić. Chłopiec powrócił do swojej krainy, ojca którego kochał. Nigdy jednak nie zapomniał dziewczynki, która by chronić jego poświęciła siebie. 


Złożyła kolorową kartkę papieru na pół i włożyła do białej koperty. Ucałowała ją. Spojrzała na śpiącego Przemka. Wciąż podłączony do przeróżnej aparatury nie odzyskał przytomności. Spojrzała na niego ostatni raz. A potem? Przebaczyła i prosiła o przebaczenie. Uspokoiła swoje sumienie, nie mając pewności, że zostanie jej to wybaczone. Nie miała tyle odwagi, co jej matka. Wiedziała, że to właśnie ona stała za tym wszystkim. Dzięki niej poznała miłość swojego życia. Miała tylko wymierzyć sprawiedliwość. Jednak nawet za to trzeba zapłacić. Karą za złamanie mu życia, było odczuwanie jego braku każdego dnia. Do ostatniego oddechu. Pamiętanie jego ciepła, jego miłości, jego bliskości. Oddechu, spokoju, bezpieczeństwa. I odeszła. Tak, jak miała to zaplanowane. Ze złamanymi skrzydłami, pękniętym sercem i oczami pustymi, jak największa otchłań świata. Odeszła, bo odejść musiała. Taka była cena za poznanie miłości swojego życia. Iście dalej przez życie bez niego.

****
I tym, o to sposobem, dobrnęliśmy do końca tej historii. 
Chciałam podziękować tym, którzy byli tu ze mną. 
Przede wszystkim ty, którzy każdym swoim słowem dodawały otuchy, a kiedy trzeba było kopały po tyłku. 
Dziękuje. 

I w tym miejscu chciałabym podziękować za obecność na wszystkich moich opowieściach. 
Ta była ostatnia. Po niej nie będzie już chyba nic. 
Całą resztę mojej "twórczości" gotowej do opublikowania, zostawię dla siebie. 
Tym samym nie pojawi się projekt, o którym wspominałam ostatnio. 
Z różnych powodów.
Moich, bo chyba potrzebuję przerwy. 
I innych. 
Różnych, już nie zależnych ode mnie. 
Zapewne od czasu do czasu pojawiać się będę u Was
i w jednym szczególnym dla mnie miejscu. 

rudap. 

niedziela, 2 października 2016

20.Umarła dwadzieścia parę lat temu. Tak, jak mój ojciec i twój również. Tamtego dnia umarliśmy wszyscy.

Maj 2012 
-Wiedziałem, że w końcu przyjdziesz. - usłyszała cichy głos mężczyzny. - Dlaczego dopiero teraz?
-Muszę wiedzieć wszystko. Muszę wiedzieć, co naprawdę wydarzyło się dwadzieścia parę lat temu. - powiedziała patrząc mu w oczy. - Bo sama nie wiem już, kim jestem. 
-Wejdź. - uśmiechnął się. - Jesteś tak do niej podobna. Tak strasznie ją przypominasz i nie chodzi mi tylko o wygląd. 
-Ja nie poświęcę życia dla miłości, panie Stefanie. - spojrzała na starszego mężczyznę. 
-Nie? - zdziwił się. - To dlaczego tutaj jesteś? 
-Bo muszę znać prawdę. Nie tą, którą powiedzieli mi rodzice, nie tą, którą znam od Kwasowskiego i nie tą, którą wcisnęłam Czaudernie. Ja muszę znać prawdę, Małgosi. 
-Wiesz, że jesteś...
-Że jestem dzieckiem, którego wszyscy szukają od dwudziestu siedmiu lat, wiem. Wiem, że Dorota przygarnęła mnie do siebie, że nie jestem w żaden sposób Włodarczykowa. Wiem, że Wojtek... że my... Wiem, że jestem dzieckiem Rafała i wiem, że Małgosia przez niego się zabiła, ale jest coś, co nie daje mi spokoju.
-Twoja matka. - dokończył za nią. - Tak, Dorota jest winna w największym stopniu, ale Rafał jest w tym wszystkim, taką samą ofiarą, jak ty i Małgosia.
-Ale, on ją przecież zostawił, a ona przez to skoczyła...
-Więc dlaczego mu pomagasz? – przerwał jej. – Dlaczego weszliście w chory układ? Dlaczego, tak bardzo chcesz się na nich zemścić?
-Zabili Małgosię. Zabili mi matkę  i odebrali ojca, który nas kochał, ale nie mógł nas znaleźć. To wiem, od Rafała. Wiem, że pisał listy, które pewnie nigdy nie doszły do niej.
-I tu zaczyna się rola twojej matki i Pawła.
-Czauderny?
-Tak. Kochał ją, ale Kwasowski wszedł między nich. Resztę już znasz. – Stefan popatrzył na dziewczynę.
-Zostaje jeszcze jedno. – Melania popatrzyła na mężczyznę – Dlaczego Małgosia skoczyła?
-Przecież już wiesz.  

13.09.2017
Siedziała w dużym parku w pobliżu kamilowego mieszkania. Oparta o ławkę z wysoko zadartymi kolanami, próbowała zebrać myśli. Nie mogła tak po prostu wejść do jego mieszkania i powiedzieć mu prawdę. Nie tak. Sama już nie wiedziała, czy tego chciała. Zbyt dużo złych rzeczy wydarzyło się w jej życiu, by tak po prostu mogła pójść i zranić jeszcze ich. Z drugiej strony chciała, by cała reszta odpowiedziała za wyrządzone jej krzywdy.
-Zawsze możesz się wycofać. - spojrzała na siadającego obok niej ojca. - Nie musisz.
-Zaczęłam, więc wypadałoby skończyć.
-Zaczynałaś od zera. - chwycił ją za rękę. - A teraz masz dziecko i kochasz. A to jest znacznie ważniejsze od wydarzeń sprzed lat. Przecież nic się nie zmieni. Zranisz ich i siebie jeszcze bardziej. Wojtek nie przestanie być twoim bratem, a Kamil nagle się nim nie stanie. Dla mnie najważniejsze, że znasz prawdę. Że wiesz, że  ją kochałem, że ona kochała mnie. Że chciałem naprawić błędy. Nie jestem święty i wiem, co zrobiłem. To jest niepodważalne. Jest Kamil, jest Renata. Nic mnie nie usprawiedliwia.
-Dlatego chce skończyć. - spojrzała na niego. - Chce, żeby Dorota powiedziała mi, że mama wyskoczyła z okna, bo dowiedziała się prawdy. Chce, żeby patrząc mi w oczy, powiedziała, że ją zabiła, tato.

Liczyła po cichu każdy stopień prowadzący do kamilowego mieszkania. Z każdym kolejnym jej pewność siebie malała i zastępowała się chęcią ucieczki. Każdy mięsień jej ciała zdawał się krzyczeć "uciekaj!", ale ona nie mogła uciec. Musiała doprowadzić pewną sprawę do końca. Musiała zobaczyć ich oczy, gdy będzie wyznawać prawdę, gdy wyśmieje się w twarz. Nacisnęła delikatnie dzwonek do drzwi, jednak słysząc kroki po drugiej stronie momentalnie zaczęła zbiegać w dół. Nie mogła tak po prostu stanąć przed nimi i powiedzieć tego, co zniszczyłoby ich wszystkich. Ona już nigdy nie zostanie naprawiona, a prawda mogła tylko więcej zniszczyć niż naprawić. Ona i tak do końca życia będzie żyła ze świadomością, że pokochała syna zabójcy swojej matki. Że przez całe swoje życie była niczyja i niczyja już zostanie. Nie mogła wrócić, nie mogła spojrzeć Przemkowi w oczy i powiedzieć, że nic się nie stało. Robert będzie jej karą i pokutą. Jej syn będzie na zawsze łączył ze sobą te dwa światy, które nigdy nie powinny były być jednym.

Patrzył, jak jego ojciec nerwowo rozgląda się po pomieszczeniu. Na dźwięk przychodzącej wiadomości podskoczył i pośpiesznie ją odczytał, i jeszcze szybciej odetchnął. Coś wyraźnie było nie tak, a fakt, że od kilku tygodni nie poznawał własnego ojca, tylko potwierdzała jego hipotezę.
-Tata, wszystko dobrze? - zapytał, gdy ojciec obrzucił nieprzyjemnym spojrzeniem ojca Przemka.
-A jak ma być? - odrzucił atak. - Wszytko jest na swoim miejscu. Niektórym znowu się tylko upiekło.
-O czym ty...
-O niczym synu. Już o niczym.

Wyszedł na balkon i zaczerpnął świeżego powietrza. Kilka miesięcy temu byłby po prostu na nią zły. Że się wycofała i nie dokończyła zadania, dzisiaj jednak czuł tylko spokój. Miał nadzieję, że kiedyś nauczy się żyć z prawdą. Jemu nie dane było poznania i patrzenia na dorastanie własnego dziecka i wiele było w tym jego winy. Miał nadzieję, że podobny los nie spotka jego wnuka. Poczuł, jak koło staje Czauderna. Unikali siebie przez lata, mimo przyjaźni ich dzieci. Na prawdę łączyło ich o wiele więcej. I to było przerażające.
-Co tu się dzieje?
-A co ma się dziać? - zaśmiał się. - Paweł, przecież wszystko jest tak, jak zawsze żeście chcieli.
-My?
-Chcieliście, żebym nigdy nie poznał swojej córki, chcieliście, żebym nigdy nie poznał prawdy. Żebym do końca życia myślał, że to ja ją zabiłem. Ale to ty otworzyłeś okno Małgosi. To by pozwoliłeś Dorocie przygarnąć Melę, to ty pozwoliłeś by ona znienawidziła siebie jeszcze bardziej. I wiesz co ci powiem? - spojrzał na mężczyznę. - Cieszę się, że mój wnuk jednak powstał z miłości, bo świadomość tego, że moja córka sypiała z twoim synem jest nie do zniesienia. Świadomość, że zasypia w jego łóżku, była tak samo zabójcza, jak fakt całej tej chorej sytuacji. I cieszę się, że moje dziecko nie dokończyło sprawy.
-O czym ty pieprzysz? - Paweł podniósł głos. - Jak? Gdzie?
-Doszliśmy z Melą do sedna prawdy. I to jest najważniejsze, że Mela zna całą prawdę. Wie, że jest moją córką i kto zabił jej matkę. I jedyny, co żałuje, że Przemek jest twoim synem i że to jego musiała pokochać moja córka. Oby kiedyś umiała z tym żyć. - pomyślał.

*****
Witajcie!
Wszystko się wyjaśniło. Nie wiem, czy ktoś się tego spodziewał, czy nie. 
Pozostał nam już tylko epilog, na który zapraszam tradycyjnie w niedzielę. 
rudap.