Kwiecień 2018
Ten dzień nie powinien wydarzyć się nigdy. Nawet w najgorszych snach, nie była w stanie wyobrazić sobie tego, co wydarzyło się dzisiaj. Siedziała na krzesełku i czekała. Czekała, by powiedzieć mu, że go kocha. By powiedzieć mu, że zawsze był tym jedynym. By powiedzieć mu, że tylko jego chce. By powiedzieć mu, że nigdy nie wybaczy sobie tego, w jaki sposób go potraktowała. Tyle rzeczy chciała mu jeszcze powiedzieć. Chciała znów obudzić się w jego silnych ramionach i zostać w nich na zawsze. Tym razem nie chciała wychodzić. Tym razem nie miała zamiaru odejść. Tym razem była pewna, czego wreszcie chce. Chciała jego i nikogo więcej. Chciała zdążyć powiedzieć mu, że go kocha. Że cała ich przeszłość nie ma znaczenia, że ją nie obchodzi czyim synem jest. Że tylko jego. Że już na zawsze. Wtedy, gdy zebrała w sobie odwagę na te parę słów, podszedł do niej ostatni człowiek, jakiego chciała widzieć w tej chwili.
-Pani Włodarczyk? – zapytał, a ona pokiwała tylko głową, głośno połykając ślinę. – Pani mąż ... - nie słyszała już nic więcej. Nie chciała słyszeć. Bo to, co usłyszała, nijak miało się do jej zamiaru powiedzenia mu wszystkiego. Patrząc na śpiącego synka przed oczami stanął jej ich pierwszy dzień. Dzień, który również nigdy nie powinien się był wydarzyć....
Znikając kilka miesięcy temu wiedziała, że nigdy więcej nie wróci do tego miejsca. Wiedziała, że prócz ojca, tego który ją spłodził, nie miała na świecie nikogo więcej. Melania Jadwiga Włodarczyk była najzupełniej w świecie sama. Nie kontaktowała się z nikim, nie odbierała telefonów i nie odpisywała na sms. Umarła. Umarła, by umieć żyć. Czasem tylko krótkie wiadomości od Tylki pozwalały jej uwierzyć, że kiedyś będzie mogła choć na chwilę ich jeszcze zobaczyć. Że kiedyś przeszłość przestanie boleć.
-... Nie możemy na razie wybudzić go ze śpiączki, musimy poczekać, aż sam będzie chciał podjąć akcję oddechową. - wyłapywała pojedyncze słowa z ust lekarza i patrzyła na wszystkich tych, którzy kiedyś byli dla niej najważniejsi. I wiedziała dwie rzeczy, oni kiedyś pogodzą się z przeszłością, ona nigdy. Już na zawsze pozostanie niczyja. I druga znacznie ważniejsza prawda, Przemek nigdy już się nie wybudzi... Poczuła, jak silne kamilowe ramiona obejmują ją i pozwalają się wypłakać. I już wiedziała, że jej syn podzieli jej los..
Złożyła kolorową kartkę papieru na pół i włożyła do białej koperty. Ucałowała ją. Spojrzała na śpiącego Przemka. Wciąż podłączony do przeróżnej aparatury nie odzyskał przytomności. Spojrzała na niego ostatni raz. A potem? Przebaczyła i prosiła o przebaczenie. Uspokoiła swoje sumienie, nie mając pewności, że zostanie jej to wybaczone. Nie miała tyle odwagi, co jej matka. Wiedziała, że to właśnie ona stała za tym wszystkim. Dzięki niej poznała miłość swojego życia. Miała tylko wymierzyć sprawiedliwość. Jednak nawet za to trzeba zapłacić. Karą za złamanie mu życia, było odczuwanie jego braku każdego dnia. Do ostatniego oddechu. Pamiętanie jego ciepła, jego miłości, jego bliskości. Oddechu, spokoju, bezpieczeństwa. I odeszła. Tak, jak miała to zaplanowane. Ze złamanymi skrzydłami, pękniętym sercem i oczami pustymi, jak największa otchłań świata. Odeszła, bo odejść musiała. Taka była cena za poznanie miłości swojego życia. Iście dalej przez życie bez niego.
Znikając kilka miesięcy temu wiedziała, że nigdy więcej nie wróci do tego miejsca. Wiedziała, że prócz ojca, tego który ją spłodził, nie miała na świecie nikogo więcej. Melania Jadwiga Włodarczyk była najzupełniej w świecie sama. Nie kontaktowała się z nikim, nie odbierała telefonów i nie odpisywała na sms. Umarła. Umarła, by umieć żyć. Czasem tylko krótkie wiadomości od Tylki pozwalały jej uwierzyć, że kiedyś będzie mogła choć na chwilę ich jeszcze zobaczyć. Że kiedyś przeszłość przestanie boleć.
-... Nie możemy na razie wybudzić go ze śpiączki, musimy poczekać, aż sam będzie chciał podjąć akcję oddechową. - wyłapywała pojedyncze słowa z ust lekarza i patrzyła na wszystkich tych, którzy kiedyś byli dla niej najważniejsi. I wiedziała dwie rzeczy, oni kiedyś pogodzą się z przeszłością, ona nigdy. Już na zawsze pozostanie niczyja. I druga znacznie ważniejsza prawda, Przemek nigdy już się nie wybudzi... Poczuła, jak silne kamilowe ramiona obejmują ją i pozwalają się wypłakać. I już wiedziała, że jej syn podzieli jej los..
Opowiem
ci bajkę o dziewczynce, która bardzo kochała swojego chłopca. Pewnego dnia
musiała go zostawić. Tamtego dnia pękło jej serce. Tamtego dnia obiecała sobie,
że tamten człowiek zapłaci za jej cierpienie. Tamtego dnia wyrzekła się siebie,
by stać się silniejszą. By nikt nigdy nie mógł już jej zranić. Nie przewidziała
jednak, że na jej drodze pojawi się ON zesłany jej przez Nicość. Że sama siebie
skaże na największe cierpienie, jakie zna ludzkość - samotność. Jej bajka
zaczęła się tak, jak każda inna. Za górami, za lasami, za siedmioma dolinami,
żyła sobie ona. Ukochana córeczka swojego tatusia. Pewnego dnia straciła
mamusię, która wyjechała w długą podróż, by nigdy z niej nie wrócić.
Dziewczynka bardzo za nią tęskniła. Dziewczynka miała też przyjaciela, z
którym dzieliła wszystkie swoje tajemnice. Był też chłopiec. Z oddzielnej bajki, który zapragnął wejść w opowieść
o dziewczynce. Był zagubiony. Pewnego dnia popełnił błąd. Bawił się tam,
gdzie nigdy nie powinien się znaleźć. Był też pan, który był bardzo zły na
chłopca. By mu wybaczyć, chłopiec musiał skrzywdzić osóbkę, która nigdy nie
powinna pojawić się w jego bajce...
Ale przede wszystkim chciała, by jeszcze
kiedyś na jej twarzy zagościł uśmiech. Dziewczynka rosła. Z czasem jej
przyjaciela zastąpił chłopak o najpiękniejszych oczach na
świecie. Chciała, by zawsze już bało tak, jak podczas tamtych wakacji, gdy
wszyscy razem byli prawdziwie beztroscy. Poznała czym jest smak przyjaźni,
miłości, bliskości. Co to znaczy być kochaną. Tak. Dziewczynka pierwszy
raz w życiu kochała. Dziewczynka pokochała chłopczyka swym słabym serduszkiem. A
chłopiec pokochał dziewczynkę. Aby prosić o jej rękę, musiał pokonać smoka.
Smok był bardzo silny, miał przewagę nad chłopcem, który nie umiał
krzywdzić. Chłopiec przy pomocy magicznej wróżki pokonał Smoka, ale smok
posiadał nadludzką moc - był nieśmiertelny. W sąsiedniej krainie żył
człowiek, który słynął ze swojej dobroci. Rozdawał biednym złoto, głodnym
dawał chleb, dzieci posyłał do szkoły. Kochał łąki i doliny. Stawał na
najwyższym pagórku i rozkoszował się widokiem gór. Ich zapach przynosił
człowiekowi spokój. Pewnego dnia jego krainę napadł ogromny Smok. Smok z
bajki dziewczynki. Mężczyzna choć walczył dzielnie, nie mógł wygrać ze
smokiem. Smok porwał jedynego syna człowieka, a o chłopcu nigdy już nie
słyszano. Dziewczynka słysząc o krzywdach wyrządzonych przez Smoka, spakowała
swój ulubiony plecak i uciekła. Uciekła, by znaleźć sposób na zabicie potwora.
Na swojej drodze spotkała samotnie wędrującego chłopca. Wzięła go za rękę i od
tej pory kroczyli już razem. Razem pokonywali góry i doliny. Razem stawiali
czoła przeróżnym potworom. Razem pomagali słabszym. Z czasem dziewczynka
oddała chłopcu swoje serduszko. Kochała go całym swoim serduszkiem, nie
zapominając o pokonaniu Smoka. Wiedziała, że chłopczyk kochał ją. Tęsknił za
swoim tatusiem, którego musiał zostawić w krainie słynącej z dobra i piękna.
Opowiadał o swoim życiu, przygodach, które przeżywał. Płakał. A ona płakała
razem z nim. Pewnego dnia dziewczynka spotkała człowieka, który znał Smoka i
wiedział, jak go pokonać. Dziewczynka zgodziła mu się pomóc. Ceną za pokonanie
potwora, było serduszko chłopca, którego kochała najbardziej na świecie. Smutna
dziewczynka długo wahała się, co powinna zrobić. By obronić swoją krainę
musiała pokonać Smoka. By chronić chłopca, musiała poświęcić siebie. Gdy
nadszedł dzień walki, stanęła uzbrojona w tajną moc, którą była miłość. Uniosła
swój miecz i godząc serce prawdziwego potwora, który od lat gnębił ich świat,
sprowadziła na ziemię spokój. Zapłakała cicho, bo wraz ze sercem potwora jej
własne przestało bić. Chłopiec powrócił do swojej krainy, ojca którego kochał.
Nigdy jednak nie zapomniał dziewczynki, która by chronić jego poświęciła
siebie.
Złożyła kolorową kartkę papieru na pół i włożyła do białej koperty. Ucałowała ją. Spojrzała na śpiącego Przemka. Wciąż podłączony do przeróżnej aparatury nie odzyskał przytomności. Spojrzała na niego ostatni raz. A potem? Przebaczyła i prosiła o przebaczenie. Uspokoiła swoje sumienie, nie mając pewności, że zostanie jej to wybaczone. Nie miała tyle odwagi, co jej matka. Wiedziała, że to właśnie ona stała za tym wszystkim. Dzięki niej poznała miłość swojego życia. Miała tylko wymierzyć sprawiedliwość. Jednak nawet za to trzeba zapłacić. Karą za złamanie mu życia, było odczuwanie jego braku każdego dnia. Do ostatniego oddechu. Pamiętanie jego ciepła, jego miłości, jego bliskości. Oddechu, spokoju, bezpieczeństwa. I odeszła. Tak, jak miała to zaplanowane. Ze złamanymi skrzydłami, pękniętym sercem i oczami pustymi, jak największa otchłań świata. Odeszła, bo odejść musiała. Taka była cena za poznanie miłości swojego życia. Iście dalej przez życie bez niego.
****
I tym, o to sposobem, dobrnęliśmy do końca tej historii.
Chciałam podziękować tym, którzy byli tu ze mną.
Przede wszystkim ty, którzy każdym swoim słowem dodawały otuchy, a kiedy trzeba było kopały po tyłku.
Dziękuje.
I w tym miejscu chciałabym podziękować za obecność na wszystkich moich opowieściach.
Ta była ostatnia. Po niej nie będzie już chyba nic.
Całą resztę mojej "twórczości" gotowej do opublikowania, zostawię dla siebie.
Tym samym nie pojawi się projekt, o którym wspominałam ostatnio.
Z różnych powodów.
Moich, bo chyba potrzebuję przerwy.
I innych.
Różnych, już nie zależnych ode mnie.
Zapewne od czasu do czasu pojawiać się będę u Was
i w jednym szczególnym dla mnie miejscu.
rudap.